Jak to jest być studentem UW, dobrze? Moim zdaniem, to nie ma tak, że dobrze, czy niedobrze. Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty sobie tam radzisz? Skąd czerpiesz tę chęć do życia? Jak radzisz sobie w Warszawie? Oto więc będzie krótki, naprawdę krótki poradnik dla ludzi na spektrum autyzmu jak radzić sobie na Uniwersytecie Warszawskim i ogólnie jak przeżyć Warszawę i nie przyjechać w trumnie.
Pierwszą rzeczą jest to, byś miał dobry akademik. Najlepsze akademiki na UW to DS4 "Zamenhof" i DS6 "Radomska". Te dwa akademiki dostają osoby z niepełnosprawnościami i "Erazmusy" (studenci z wymiany zagranicznej), więc będzie stosunkowo cicho, standardy życia są tam wyższe (oddzielne łazienki, kuchnie), więc nie będzie potrzeby chodzić do wspólnej łazienki na korytarzu, a na dodatek można podszkolić swój angielski rozmawiając z ludźmi z zagranicznej wymiany. Na dodatek przy DS4 (tam gdzie mieszkam ja) jest Biedronka, więc możemy zawsze uzupełnić zapasy jedzenia.
Drugą rzeczą jest to, byś nigdy nie zapuszczał się na Pragę, zwłaszcza Pragę-Północ. Zdarzają się tam najgorsze przestępstwa. Do niebezpiecznych miejsc, których warto unikać należą również Wola (można dostać "w ryj") i okolice wszelkich dworców nocami (kieszonkowcy). Na szczęście nie miałem złych doświadczeń osobiście, ale wszystkie powyższe informacje pochodzą od rodowitych Warszawiaków i są zamieszczane na różnych fanpage'ach na FB, więc raczej wierzę, że to co piszą, to prawda.
Warto również ściągnąć sobie apkę Jakdojade. Jest to chyba jedna z najbardziej pomocnych apek dla osób w spektrum próbujących samemu poruszać się po Warszawie, razem z Mapami Google. Wtedy jest pewność, że się nie zgubimy w środku miasta, zakładając że telefon mamy w pełni naładowany i nigdy nam się nie rozładuje.
Kolejną sprawą jest to, że z jednej strony warto chodzić do klubów z ludźmi z roku (integracja, możliwość lepszego poznania ludzi), ale z drugiej, minusy przewyższają plusy (chodzi zwłaszcza o problemy sensoryczne), więc nie polecam osobiście clubbingu jako sposobu rozrywki dla osób w spektrum. (Karaoke w Norze to wciąż jednak jedna z lepszych rzeczy, osobiście kocham)
Jeśli chodzi o jedzenie, to jedzenie najłatwiej jest odgrzać z tanich dań kupionych w Carrefourze i zupek chińskich (typowo studencko), ewentualnie w bistro WDiB (bądź swojego wydziału). Wychodzi stosunkowo tanio i smacznie, więc warto. Na dodatek nie nadwyręży nam to studenckiego budżetu w dużym stopniu, więc spokojnie da się na tym wyżyć.
Warszawa jest niestety głośna. I jasna. I śmierdzi żarciem z knajp na każdym rogu. I tak jak bardzo bez sensu byłoby chodzić ze spinaczem na nosie, tak np. dźwięki przejeżdzających i zatrzymujących się nieustannie tramwajów i autobusów, tłumów na ulicach, oraz ciężarówek antyaborcyjnych, idzie wygłuszyć sobie za pomocą słuchawek z noise cancellingiem. Jest to jednorazowy wydatek około 400-1000zł w zależności od naszego budżetu. Te za 400zł już robią świetna robotę, i osobiście posiadam takie słuchawki, a nawet miałem okazję je wcześniej recenzować. Polecam sobie je kupić, choćby pod linkiem tutaj.
Jak widać więc, Warszawę da się przeżyć, i nie przyjechać w trumnie. Wystarczy chcieć i umieć. Zresztą - studenci to najbardziej pomysłowe stworzenia ever, więc zawsze sobie poradzą. Niezależnie od neurotypu. Ja już nie mogę się doczekać kolejnego tygodnia studiów - pierwszy był naprawdę spoko. Rozmyślałem również nad założeniem konta na TikToku z neuroróżnorodnym contentem, i chyba takie założę. Do zobaczenia więc, albo tutaj, albo na TikToku. Jeszcze zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz